Zdajemy sobie sprawę, że tytuł dzisiejszego wpisu jest mało wakacyjny. Krótko mówiąc, brzmi groźnie, a w dodatku może wywoływać niemiłe wspomnienia ze szkolnej ławki. Bo komu z nas nie zdarzyło się popełnić błędu rażącego lub dostać oceny z wykrzyknikiem? Ale bez obaw – będzie trochę strasznie, ale też trochę śmiesznie, ponieważ z tego typu błędami idzie w parze niezamierzony efekt humorystyczny.
A jakie błędy uznajemy za rażące? Najprościej rzecz ujmując, to takie odstępstwo od normy języka polskiego, które powoduje niezrozumiałość jakiegoś fragmentu tekstu. Czyli nie jest to zwykły błąd, ale prawdziwy wielbłąd. Takie zjawisko dość często występuje w tekstach tłumaczonych, czego przykładem może być żmudna nauka języka angielskiego, którą jeszcze niedawno wraz z naszym premierem odbywała znaczna część polskich internautów (chichrając przy tym jak fretki).
Błędy, które można uznać za rażące (a często również za rażąco śmieszne) często są spowodowane kalkowaniem, czyli tworzeniem jednostek językowych przez dokładne przetłumaczenie wyrazu czy połączenia wyrazowego. Prawdziwą skarbnicę stanowią w tym przypadku karty dań znajdujące się w lokalach, których właściciele chcieliby budować globalną markę, ale pierwszym krokiem w tym kierunku jest… oszczędzanie na tłumaczeniu. W rezultacie można znaleźć takie dania, jak:
- Follow the Jewish – śledź po żydowsku
- Ice cream with lawyer – lody z adwokatem
- Cervical cancer served on beetroot carpaccio witch mustard-honey dip – szyjki rakowe podawane na carpaccio z buraka z dipem musztardowo-miodowym.
Takie „apetyczne” potrawy tylko w Polsce, i to za mniej niż 30 zł. Jednak równie absurdalne błędy występują nie tylko w kartach dań. Powodem jest kalkowanie lub wybór nieodpowiedniego synonimu. Efekty są następujące:
- Liquid English (zamiast fluent) – płynny angielski
- Free rooms (zamiast available) – wolne pokoje
- I nasz ulubiony przykład – alarm invalid przetłumaczony jako alarm inwalidy. Takie rzeczy tylko w PKP…
Nie bądźmy jednak zbyt krytyczni w stosunku do premiera, tłumaczy i osób uczących się języków obcych, bo rodzimi użytkownicy polszczyzny również popełniają błędy rażące. Najczęstszą przyczyną jest użycie wyrazu w niewłaściwym znaczeniu spowodowane skojarzeniem brzmieniowym, takie jak poniżej:
Powyższy przykład jest, określając rzecz dyplomatycznie, bardzo interesujący. Niby domyślamy się, co autor miał na myśli, ale usta same składają się do uśmiechu. Z całą pewnością chodziło o użycie przymiotnika koncentracyjny w znaczeniu ‘związany z intensywnym skupieniem uwagi na wybranym przedmiocie, zjawisku czy sytuacji’. Nie zmienia to jednak faktu, że całe wyrażenie w połączeniu z rzeczownikiem obóz tworzy prawdziwą katastrofę komunikacyjną.
Częste (i niezwykle irytujące) błędy powstałe z powodu skojarzenia brzmieniowego to mylenie wyrazów bynajmniej i przynajmniej oraz zaadaptować i zaadoptować:
- Nie jest to bynajmniej drobne uchybienie, to poważny błąd.
- Zaadoptowali salkę na pokój do ćwiczeń.
Zdarza się również, że użytkownik chce nieco podnieść swój status, używając wyrazów modnych lub z wyższego rejestru polszczyzny, ale jednocześnie nie znając znaczenia tych słów:
- Olej dedykowany do tego silnika.
- Wiem to z eutanazji.
Ostatni przykład jest dość zaskakujący, ale niestety prawdziwy. Tak, można pomylić autopsję z eutanazją, jeśli jest się na bakier ze słownikiem. Efekt humorystyczny był w tym przypadku tak silny, że internauci zaczęli celowo naśladować tego typu wypowiedzi. Internet rządzi się jednak swoimi prawami, a w rzeczywistości nikt nie chciałby stać się obiektem żartów. Z przyjemnością pomożemy uniknąć takich i innych wpadek językowych, polecamy się więc do korekty tekstów.