Poruszając ten temat, czujemy się niemal zobowiązani, aby zacząć od klasyki – cytatu Gogola, który wszyscy znają. Musimy udowodnić, że też jesteśmy oczytani, a więc voila:
Tłumaczenia są jak kobiety – albo piękne, albo wierne
I na tym koniec żartów, bo temat jest poważny, chociaż efekty zmagań tłumaczy z rzeczywistością bywają czasami zabawne.
Problem wynika z tego, że wierności nie po drodze z dobrym stylem, a odległość dzieląca język źródłowy i docelowy przeważnie może być mierzona w stylistycznych latach świetlnych. W praktyce przejawia się to w tym, że tekst przełożony wiernie zdanie po zdaniu, w języku docelowym wygląda jak wyjęty z translatora. Wprawdzie nie znajdziemy tu zdań typu „Kali jeść…”, ale na pewno nie zechcemy niczego kupić od sprzedawcy, który poleca swoje produkty takim językiem.
Wierność w dobrym stylu
Czy w tym przypadku możliwy jest jakiś kompromis? Działa to tak, jak w każdej innej dziedzinie – można osiągnąć kompromis, ale jest to rozwiązanie, które sprawia, że żadna ze stron nie będzie w pełni zadowolona. W ten sposób stworzymy przekład na średnim poziomie – taki, który nie kłuje w oczy, ale też nie porywa.
Jedynym sensownym rozwiązaniem jest więc wyjście od tekstu i dopasowanie taktyki tłumaczenia do gatunku. W końcu chcemy, by nasz czytelnik czuł się komfortowo i odpłynął razem ze stworzoną przez nas treścią. A więc 100% stylu w przekładach literackich czy marketingowych, natomiast wierność zachowajmy dla tekstów technicznych, prawniczych czy medycznych. Przecież nie chcemy, żeby goście zamawiali w restauracji Szyjki rakowe podawane na carpaccio z buraka z dipem musztardowo-miodowym (Cervical cancer served on betroot carpaccio with mustard-honey dip).
Kreatywność w tłumaczeniach
Jak w każdej dziedzinie, przesada nie jest mile widziana również w przekładach. Odbiorca tekstu doceni kreatywność, ale tylko taką, która trzyma się rzeczywistości. Wiele ilustracji tłumaczeniowej kreatywności za wszelką cenę możemy odnaleźć w tłumaczeniach tytułów filmów.
Przykłady można oczywiście mnożyć w nieskończoność i choć uśmiechamy się, gdy widzimy „kwiatki tłumaczeniowe”, to w takich sytuacjach nie wszystkim jest do śmiechu. Jakość tekstu marketingowego przekłada się na sprzedaż. Łączymy się więc w bólu z marką KFC, której hasło reklamowe Finger-lickingood (‘palce lizać’) trafiło na rynek chiński w formie Odgryź sobie palce.